Przekaż darowiznę
1) Dane osobowe darczyńców będą przetwarzane przez Fundację VOTUM zgodnie z Polityką prywatności oraz Zasadami dokonywania darowizn.
2) Zasady przetwarzania danych osobowych darczyńców przez PayU S.A. są określone w Zasadach płatności PayU, do których link udostępniony jest etapie wyboru sposobu dokonania płatności.

Zawsze bardzo kochałam mojego tatę. Za to jakim był człowiekiem, za to co razem robiliśmy, za to że był. To nie miało skończyć się tak szybko. Los odebrał mi ojca jakiego znałam za sprawą tragicznego wypadku.

Mój tata uwielbiał wszelką aktywność fizyczną, w tym kolarstwo, czym zaraził i mnie. Był również wielkim miłośnikiem zwierząt, zawsze okazywał im wielkie serce, a jego nieodłączna towarzyszka Nora, podobnie jak my, nie może doczekać się jego powrotu.

Minęło już pół roku od dnia, który wywrócił nasze życie do góry nogami. Wtedy to wybraliśmy się na wycieczkę rowerową. Wypadek miał miejsce dosłownie parę minut po wyruszeniu z domu. Na moją drogę nagle wybiegł pies, chcąc uniknąć pogryzienia byłam zmuszona do zmiany toru jazdy. Na skutek tego doszło między nami do zderzenia, w wyniku którego mój tata doznał niebywale ciężkich obrażeń. Upadek był na tyle poważny, że doszło do wieloodłamowych złamań kości czaszki, żeber, obojczyka oraz łopatki. Uraz czaszki spowodował wystąpienie wielu krwiaków podtwardówkowych i śródmózgowych, które pękały powodując rozległe udary. Uszkodzenia te skutkowały porażeniem całej prawej strony ciała. W szpitalu po operacji mózgu mój tata został podłączony pod respirator, wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej, a potem przez wiele tygodni pozostawał w śpiączce chorobowej. Założono mu sondę do żywienia dojelitowego oraz rurkę tracheostomijną. 4 miesiące przebywał na Oddziale intensywnej terapii, następnie na neurochirurgii. Jego stan w kartach informacyjnych wciąż był opisywany jako bardzo ciężki. Kiedy wydawało się, że zaczyna się on najpierw stabilizować, a potem poprawiać, dając szansę na rozpoczęcie rehabilitacji, jak grom z jasnego nieba na mnie i moją mamę spadła wiadomość, iż został on zakażony śmiertelnie groźną bakterią New Delhi (łac. Klebsiella Pneumoniae). Wywołała ona mnóstwo tragicznych powikłań, m.in.: zapalenie opon mózgowych, dwukrotną sepsę, niewydolność nerek, zapalenie płuc z niewydolnością oddechową. Stanowiły one bezpośrednie zagrożenie jego życia, a jednocześnie uniemożliwiały podjęcie jakiejkolwiek rehabilitacji, pomimo że był to najlepszy czas do jej rozpoczęcia.

Po kolejnych tygodniach heroicznej walki z następstwami zakażenia bakterią i względnej stabilizacji jego stanu, dotarła do nas kolejna przerażająca informacja. Tata, pomimo przebywania od miesięcy w izolatce, został zakażony koronawirusem SARS-CoV-2. Byłyśmy przekonane, że zachorowanie na COVID-19 osoby w tak ciężkim stanie musi oznaczać wyrok śmierci. Szczęściem w nieszczęściu był fakt, że przeniesiono go do innego szpitala, gdzie został otoczony troskliwą opieką. W nowym miejscu równie dzielnie walczył o swoje życie i pomimo negatywnych rokowań, udało mu się pokonać koronawirusa.

Wielokrotnie docierały do nas informacje, że mój tata praktycznie nie ma szans na przeżycie. Każda taka wiadomość była traumatycznym przeżyciem i odbierała nam nadzieję na to, że kiedyś będzie normalnie. W czasie półrocznego pobytu w szpitalach widziałyśmy go zaledwie 3 razy, przy czym każdy z nich miał być tym ostatnim. Jednak zadziwiając nas wszystkich, dzielnie zwalczał coraz to nowsze komplikacje.

Teraz jedyną formą kontaktu są wideorozmowy, ale niestety ze względu na stan taty, komunikacja z nim jest znikoma.

Pokazał nam tym, że ze swojej strony zrobił wszystko – reszta leży w naszych rękach. Zawsze był osobą pełną życia, uwielbiał aktywność fizyczną, startował w wielu charytatywnych maratonach biegowych oraz rowerowych. Jego stan zdrowia był godny podziwu, wielokrotnie powtarzał, jak bardzo chce czerpać z życia, co chciałybyśmy mu choć w części umożliwić, ale niestety nie jesteśmy w stanie pokryć kosztów pobytu w ośrodku rehabilitacyjnym, który będzie mógł przyjąć pacjenta z tak groźną i wysoce zakaźną bakterią. Koszt jednego 26-dniowego turnusu rehabilitacji to 25 880 zł, przewidywany czas to pół roku (7 turnusów) – co daje kwotę 181 160 zł. Pobyt w takim ośrodku wiąże się również z czasową rezygnacją z pracy, ponieważ należy zamieszkać w nim razem z pacjentem. Pozbawi nas to większej części dochodu.

Po uzbieraniu równowartości kosztu jednego turnusu mój tata może od razu zostać przeniesiony do ośrodka. Każda kolejna suma będzie przeznaczana na następne miesiące rehabilitacji.

Nigdy nie spodziewałyśmy się, że będziemy musiały zwrócić się o pomoc w takiej sprawie, ale życie pisze różne scenariusze, o czym przekonujemy się z dnia na dzień coraz dosadniej.

Chcemy zrobić wszystko, co w naszej mocy, bo wiemy, że mój tata zrobiłby dla nas to samo. Dlatego bardzo prosimy Was o wsparcie.