Przekaż darowiznę

20 sierpnia 2021 roku rozpoczął się jak co dzień. Byłem w pracy, później umówiłem się z kolegami, by wspólnie zagrać w piłkę nożną. Pamiętam, że droga na trening przebiegała bez pośpiechu, mimo to zdarzył się wypadek, który w ułamek sekundy zmienił moje życie.

Niestety nie potrafię sobie przypomnieć tego wydarzenia, jednak z opowieści wiem, że doszło do wypadku z udziałem ciężarówki. Straciłem przytomność. Obudziłem się w szpitalnym łóżku, po 21 dniach śpiączki. Szok ogarnął całe moje ciało. Na początku głowa płatała mi figle, nie wierzyłem w to co widzę. Byłem prawie nieruchomy od pasa w dół, z ręką zagipsowaną po bark. Już pierwszej nocy wiedziałem, że coś jest nie tak, gdy usilnie chciałem opuścić łóżko. Z własnej nieporadności moje ruchy prawie zakończyły się upadkiem z łóżka, tylko nieruchome, ciężkie nogi powstrzymały moje ciało od upadku.

Kolejnego dnia wezwano do mnie psychologa, który przedstawił realia tego co się wydarzyło i co ze mną się stało. W końcu uwierzyłem. Moje myśli ze stanów lękowych zmieniły się w stany depresyjne. Nie wierzyłem, że jest szansa, że kiedykolwiek będę chodził. Zacząłem myśleć o przyszłości — przecież mam dwójkę małych dzieci, pracę, plany i marzenia. Wszystko się posypało. Lekarze rozważali amputację nogi, ręki, bądź obu kończyn.

Otumaniony i zmęczony bólem zacząłem myśleć, czy nie lepiej by było gdybym tam zginął… Płacz i wszystkie złe myśli przeplatały się ze świadomością, że przecież mam małe dzieci, które muszą mieć ojca. Następne tygodnie to ciężka walka o zdrowie. Pierwsze przeszczepy skóry, których wymagała moja noga nie przyjęły się. Znów czarne myśli zaczęły wracać.

Fakt, że nie mogę chodzić, bardzo utrudnia mi kontakt z dziećmi. Dziś stoi przede mną wiele problemów, nie jestem w stanie samodzielnie się poruszać i wymagam stałej opieki, jest mi bardzo trudno wykonywać podstawowe codzienne czynności.

Prowadząc dotychczasowe życie, byłem osobą mocno energiczną, udzielającą się sportowo, w przyszłe lato miałem nauczyć córkę pływania, a zimą jazdy na nartach. Dziś staram się za wszelką cenę skrócić czas mojego powrotu do zdrowia, ale nie jest to łatwe. Na wyznaczonej kontroli lekarze stwierdzili, że moje rany nie goją się prawidłowo i będą wymagały zwiększonej uwagi. Mam terminy wyznaczonych kolejnych wizyt, a na każdą z nich muszę organizować transport karetką.

Oddałbym wszystko za to, by móc cofnąć czas… Może pojechałbym wtedy inną drogą. Czasu nie cofnę, wiem. Wiem też, że jedyną nadzieją, by zminimalizować skutki tego, co się stało, jest rehabilitacja. Intensywna i bardzo kosztowna. Nie mam takich pieniędzy. Bardzo proszę o pomoc.