Spotkania z uczniami, nauczanie i rozwiązywanie nawet najmniejszych problemów – to była codzienność czterdziestosiedmioletniej nauczycielki historii i wiedzy o społeczeństwie jednego z warszawskich liceów – Izabeli Jost
Cały dom wypełniony książkami, pamiątki po wspólnych zbiórkach dla Powstańców, spotkaniach, które pozwoliły uczniom poznać historię od podszewki. Prowadzenie konkursów i jej konik – pisanie scenariuszy wszystkich możliwych szkolnych uroczystości. Rok w nowej szkole, z nowymi uczniami i sukcesy, z których jest niesamowicie dumna – tytuł Belfra Roku, Najbardziej Ludzkiego Nauczyciela i zaszczytna rola Rzecznika Praw Ucznia, którą przyznali jej sami uczniowie, obdarzając ją ogromnym zaufaniem. Praca w szkole to jej prawdziwa pasja.
Nagłe pęknięcie tętniaka mózgu i krwiak na całej lewej półkuli mózgu, zmieniły jej życie…
Ten dzień nie różnił się od każdego innego. Z rana lekcje, wieczorem zebranie z rodzicami online. To właśnie podczas spotkania mama zemdlała. Dzięki natychmiastowej reakcji rodziców uzyskała pomoc ratowników.
Wszyscy myśleli, że to zwykłe osłabienie organizmu – przecież 47 lat to siła wieku. Miało skończyć się na badaniach diagnostycznych, obserwacji w szpitalu i wyjściu do domu, do rodziny i dzieciaków ze szkoły.
Prawda okazała się przerażająca. Szybka tomografia, stół operacyjny i walka o życie. Walka nierówna, niebezpieczna, wymagająca precyzji i mnóstwa umiejętności.
Co dalej? Nieprzespana noc i telefon – udało się, pacjentka żyje. Lekarze niestety nie byli w stanie niczego powiedzieć – przecież to mózg, najbardziej nieznana część naszego ciała. Codzienne telefony do lekarzy, pielęgniarek, strach za każdym razem, gdy dzwonił telefon.
Śpiączka, respirator, zapalenie płuc, ale ciągle wszyscy trzymali kciuki z nadzieją na wybudzenie mamy, żony, córki, najlepszej koleżanki z pracy i ulubionej nauczycielki. Przez dwa tygodnie i 6 dni żadnych dobrych wieści. Szóstego dnia telefon do lekarza, brak zmian, nadal stan bardzo ciężki. Z rana nieodebrane połączenie od nieznanego numeru, mnóstwo nerwów, głos pielęgniarki – proszę zadzwonić do lekarza między 13 a 14. To były jedne z najdłuższych godzin w życiu. W końcu telefon od lekarza po skończonej operacji i najpiękniejszy moment od pamiętnego wieczora – mama się powoli budzi, otwiera oczy, czasem ruszy kończynami lewej strony ciała, próbuje coś mówić.
Obecnie mama ma całkowity paraliż prawej strony ciała, częściowo usunięto kość czaszki, brak mowy i ogromne zagubienie, smutek i przerażenie w jej oczach. Przecież przed chwilą była w domu, a teraz budzi się w kompletnie nieznanym miejscu, nie może nic powiedzieć, nie może chodzić, nie może ruszyć ręką, a przecież jak to możliwe, wczoraj ręka działała…
Teraz stoimy przed największym wyzwaniem w naszych życiach, musimy zebrać kwotę około 400 000 tysięcy na rok rehabilitacji i pomocy medycznej dla mamy. Chcemy dać jej szansę powrotu do tego co kocha w życiu najbardziej – do nas, do uczniów i do naszego pieska – Perki.
Czy się uda? Musi! Doświadczyliśmy niesamowitego wsparcia od znajomych i obcych dla nas osób, gdy mama spała. Teraz potrzebujmy go jeszcze bardziej. Jesteśmy pewni, że w Waszą pomocą mama wróci do nas wszystkich.