Dziękujemy za wsparcie
Rok 2020 nie zaczął się dla nas szczęśliwie. 22 lutego w wieku 38 lat zmarł nagle mój starszy brat. Nie zdążyłem się jeszcze podnieść z jednej tragedii, wówczas nastąpiła kolejna. W nocy z 30 na 31 marca moja ukochana mama, która całe życie nam poświęciła, została postrzelona w głowę przez swojego męża. Chciała od niego odejść, on jej nie pozwolił. Chciał ją zabić, szczęśliwie mu się to nie udało.
Od tego momentu wszytko pamiętam jak przez mgłę. Natychmiastowa bardzo poważna operacja na głowie, której mogła nie przeżyć. Codziennie mówiono: proszę przygotować się na najgorsze. Jednak mimo tego, że miała 5% szans na przeżycie, wbrew wszystkiemu i wszystkim PRZEŻYŁA.
Ponad miesiąc na oddziale intensywnej terapii, potem oddział neurochirurgii i rehabilitacja szpitalna (której tak naprawdę nie było). Łącznie w szpitalu mama była ponad pół roku. Szok, niedowierzanie, złość, ogromny smutek i strach o to, co dalej będzie – to uczucia, które towarzyszyły mi każdego dnia. Od pierwszych minut po tragedii nie potrafiłem zrobić nic. To moja żona, mimo ciężkiego stanu psychicznego, wzięła na swoje barki kontakt z lekarzami, rehabilitantami, załatwianie spraw urzędowych. Gdyby nie ona, nie dałbym sobie rady.
Rodzina sprawcy, zamiast nam pomóc, jeszcze utrudniała nam życie. Nie wydała nam nawet rzeczy mamy, wszystko musieliśmy kupować. Mama została wypisana ze szpitala pod koniec sierpnia 2020r. Jak żywy trup z koszulką dokumentów, recept, z rurką w szyi (konieczne było ciągłe odsysanie), z rurką w nosie (przez którą była dłuższy czas żywiona), z zagrzybiałymi stopami… Była cała sztywna.
Z dnia na dzień pomimo konieczności utrzymania swojej rodziny, sześcioletniego wówczas syna, musieliśmy utrzymać niepełnosprawną osobę: zapewnić jej prywatnego rehabilitanta, neurologopedę, leki, artykuły higieniczne. To były jak dla nas ogromne koszty. Nie było łatwo, bo wiele rzeczy musieliśmy sobie odmawiać. Ale upór i dążenie do celu przyniosły w końcu wymierne efekty. Z osoby, która była połowicznie porażona, jadła przez rurkę w nosie, była odsysana, nie mówiła, stawała się z powrotem “sobą”. Dzięki ciężkiej pracy zrobiła ogromne postępy. Porażona część twarzy zaczęła się poruszać. Mama mówi pojedyncze słowa, czasem nawet całe zdanie. Przestała być odsysana po ok. miesiącu, po miesiącu również wyciągnięto jej rurkę z nosa. Zaczęła jeść i pić sama. Posadzona sama je, umie posługiwać się sztućcami, sama pije zarówno z butelki jak i kubka. Wykazuje emocje. Cieszy się, złości, płacze.
Ale przyszedł moment kiedy rehabilitacja domowa przestaje przynosić zamierzone efekty. Jedyną szansą dla mamy, aby wrócić do większej sprawności, jest pobyt w specjalistycznym ośrodku urazów mózgu PCRF Votum pod Krakowem. Cena pobytu przewyższa nasze możliwości finansowe. Dlatego błagamy Państwa o pomoc. Cudem uniknęła śmierci, dajmy jej szansę na powrót do sprawności. Gdybyśmy nie musieli, nie prosilibyśmy o pomoc. Mama ma dopiero 57 lat, przed wypadkiem była bardzo żywiołową, uczynną osobą, którą większość osób bardzo lubiła. Była taką szaloną babcią dla naszego syna i bardzo lubiła się z nim wygłupiać. Kochała zwierzęta, jazdę na rowerze, a najnowszą miłością była dla niej uprawa kwiatów. Marzyła, aby na starość mieć normalne, spokojne życie wśród rodziny. Miesiąc przed tragedią straciła syna. Tęsknimy za nią, szczególnie nasz siedmioletni syn, jej ukochany wnuczek. Chcielibyśmy, żeby była jeszcze szczęśliwa.