Karol, Karolek. Nasze najmłodsze dziecko….
Do 28 czerwca 2021 roku chłopak jakich wielu – wesoły, z uśmiechem na twarzy, towarzyski, czasami mający szalone pomysły. Zawsze gotowy do pomocy innym, samodzielny, szukający swojej drogi w życiu. Jego pasja to sport i samochody. Jest kierowcą TIR-a. Zawsze chciał robić to, co kochał.
Wspieraliśmy go z mężem, pomagali, gdy trzeba było – karcili. A on przychodził i całując mnie w rękę, patrząc prosto w oczy mówił: „Mamo, przepraszam”. A ja wiedziałam, że są to słowa szczere, prosto z serca.
Aż przyszedł 28 czerwca. Dzień, kiedy zawaliła się ziemia i pękło niebo. Nasz Karolek uległ poważnemu wypadkowi samochodowemu. Strach, rozpacz, bezsenność. Kłębiące się w głowie pytania: Dlaczego on? Co będzie dalej?
Pierwsze poruszenie ręką, nogą, kolejne miesiące – Karol nas poznaje. Co za szczęście!
Koleżanki mówią: „Karol to wojownik, da radę, musisz wierzyć i się nie poddawać”. Wierzę, płaczę widząc jak cierpi i wiem, że nie odpuszczę.
Lekarze nie pozbawiają nas nadziei, ale nie ukrywają faktu, że proces dochodzenia do zdrowia i sprawności będzie długi.
Leczenie i rehabilitacja naszego dziecka jest bardzo kosztowna, ale wierzymy w ludzi, ich dobro i otwarte serca.
Nigdy nie utracimy tej wiary, tak jak nie ustaniemy w walce o zdrowie naszego dziecka, bo „Jest na świecie taka miłość, która jest bezinteresowna i najprawdziwsza ze wszystkich – to miłość rodziców do dziecka. Choćby nie wiem co się stało, to i tak będziemy je kochać ze wszystkich sił. Ta miłość jest jedną z najpiękniejszych miłości”.