Mój mąż Robert zawsze był osobą bardzo aktywną, kochał swoją pracę, był bardzo sumienny i zawsze zaangażowany w zadania, których się podejmował. Prywatnie wspaniały mąż i kochający ojciec. Od 3 lutego 2018 roku jesteśmy małżeństwem. Stanowimy wspaniałą rodzinę, mamy dwoje dzieci Zuzia 4 latka i Antoś 3 latka. W Święta Bożego Narodzenia przeprowadziliśmy się do nowego domu, który budowaliśmy przez te wszystkie lata razem. Wiedliśmy szczęśliwe i poukładane życie….
Niestety los jest przewrotny… właśnie w dniu naszej 5 rocznicy ślubu mój mąż nagle stracił przytomność i przewrócił się na podłogę. Wezwałam natychmiast karetkę, ale niestety nie udzielono mu takiej pomocy, której potrzebował. Następnego dnia Robert miał zaburzenia świadomości i omamy wzrokowe. W szpitalu okazało się, że to krwiak, który niestety zalał już prawy płat czołowy mózgu. Wstępne diagnozy były druzgocące… Lekarze nie dawali nam wielkiej nadziei ,,Proszę się przygotować, że mąż nie przeżyje tej operacji, a jeśli przeżyje to będzie ciężkim kaleką do końca życia”. W tamtym momencie świat się dla mnie zatrzymał. Niczego nie pragnęłam bardziej, niż zdrowia dla Roberta. Na szczęście operacja udała się.
Ta informacja nie przyniosło ukojenia na długo – dalej słyszałam słowa ,, Jest bardzo źle, a wręcz krytycznie, nie wiadomo czy w ogóle przeżyje”. Kolejny dzień, kolejny cios, kolejna operacja. Obrzęk mózgu w cale nie ustępował. Lekarze podjęli decyzje o kolejnej operacji- ,,Pani mąż będzie miał trepanację czaszki, aby odbarczyć mózg.” Operacja udała się ale dalej słyszałam słowa ,,O ile przeżyje to będzie w stanie wegetatywnym.” Ale co to znaczy? Jak to w stanie wegetatywnym? Przed oczami miałam obraz mojego męża leżącego na łóżku w domu, podłączonego pod maszyny podtrzymujące życie. Po tygodniu od operacji Roberta odłączono od leków utrzymujących stan śpiączki farmakologicznej. Niestety Robert się nie obudził, tak jak wszyscy mieli na to nadzieję. Każdego dnia robi maleńkie postępy- otwiera jedno oko, próbuje wodzić wzrokiem, reaguje na ból, na dotyk, rusza palcami jednej ręki oraz stopy. Robię wszystko aby mu pomóc, każdego dnia jestem przy nim, chce żeby wiedział, że czekamy na niego, że ma dla kogo walczyć.
Niestety, aby Robert robił dalsze postępy musi być poddany długiej rehabilitacji. Bezpośrednio po leczeniu szpitalnym konieczny będzie pobyt w ośrodku rehabilitacyjnych, którego koszt waha się od 20-35 tys. za miesiąc, koszt roczny to ponad 200 000 tys. Jest to kwota, która jest poza moim zasięgiem i możliwościami finansowymi. Bez pomocy ludzi dobrego serca nie uda mi się zapewnić Robertowi najlepszej opieki, która daje mu szanse na powrót do zdrowia. Bardzo proszę o Wasze wsparcie. Pragnę, aby mój mąż możliwie szybko wrócił do naszego świata- ma maleńkie dzieci, które każdego dnia czekają na niego. Robert ma dopiero 30 lat, przed nim jeszcze dużo życia proszę Państwa o pomoc.
żona Klaudia