Dziękujemy za wsparcie
Nikt z nas nie zna własnego losu! Gdy poznałem moją żonę była pełna życia, stawiała twardo kroki, była otwarta do ludzi i niczego się nie bała – bardzo mnie to urzekło w niej. Po jakimś czasie relacji partnerskiej przyszedł czas na małżeństwo. Byliśmy dla siebie wyrozumiali i bardzo się kochaliśmy. Gdy urodził się pierwszy syn Seweryn byliśmy bardzo szczęśliwi i tworzyliśmy cudowną kochającą się rodzinę. Ewelina przy wychowaniu syna radziła sobie doskonale, odnalazła się w roli mamy. Gdy wracałem do domu po całym dniu pracy Ewelina witała mnie z uśmiechem na twarzy i z synem na rękach. Zawsze o wszystko dbała – o dom, obiad, pranie, dziecko. Gdy zaszła w drugą ciążę byliśmy jeszcze bardziej szczęśliwi. Gdy urodził się Miłosz okazało się, że cierpi on na autyzm i jest niepełnosprawny. Bardzo to przeżyłem, nie wiedziałem jak damy sobie radę, jak będzie wyglądać nasze życie… Ewelina wtedy również stanęła na wysokości zadania, wspierała mnie i dodała otuchy mówiąc, że to przecież nie koniec świata, że damy radę. Potrzebowałem tego, dzięki tym słowom zabrałem się do pracy, że zapewnić rodzinie wszystko co trzeba. Ewelina zrezygnowała z pracy na rzecz opieki nad synem. Bardzo dbała o niego i o całą rodzinę. Miała w sobie niebywałe pokłady energii. Do tego zaradna i radosna. Potrafiła wszystko ogarnąć i załatwić czy to sprawa urzędowa czy coś w szkole synów. Potrafiła jeszcze pomóc mojej mamie, która ciężko chorowała, znajomym, którzy ją potrzebowali. Nigdy nikomu nie odmówiła pomocy.
I to wszystko runęło w jednej chwili. Świat się zawalił, nie byłem na to przygotowany. W ten dzień byłem w pracy. Wydawałoby się, że będzie to dzień jak co dzień dopóki nie zobaczyłem 9 nieodebranych połączeń na telefonie od starszego syna. Wiedziałem już, że coś się stało. Seweryn nigdy do mnie nie dzwonił w czasie pracy. Gdy oddzwoniłem i usłyszałem w tle krzyczącą Ewelinę zamurowało mnie. Szybko obdzwoniłem pobliską rodzinę by pojechali zobaczyć co się dzieje. Okazało się , że telefon wykonał młodszy syn Miłosz a nie jak wcześniej myślałem. To Miłosz wiedział, że trzeba powiadomić kogoś, że z mamą jest coś nie tak. Gdy na miejsce dotarła moja rodzina okazało się, że Ewelina straciła przytomność. Karetka szybko przyjechała i zabrała Ewelinę do szpitala na OIOM. Tam rozpoczęła się walka o jej życie. Uratowali ją, żyje powiedzieli ale diagnoza była druzgocąca. Ewelina przeszła udar niedokrwienny mózgu w wyniku, którego została sparaliżowana. Utrzymuje się jej niedowład prawej strony a lekarze nie są w stanie jej pomóc. W szpitalu spędziła dwa miesiące. Odwiedzałem ją codziennie i patrzyłem jak walczy. Wtedy uświadomiłem sobie, że zrobię dla niej wszystko bo nie zasłużyła na taki los. Po wyjściu ze szpitala robiłem wszystko, żeby mogła chociaż wstać o własnych siłach i skorzystać z toalety.
Na chwilę obecną Ewelina jest w domu z nami. Staram się robić dla niej jak najwięcej ale jest ciężko. Dzięki pomocy fizjoterapeuty i mnie Ewelina jest w stanie stać o lasce i pójść do toalety. Jednak nadal trzeba jej pomagać a jej potrzebna jest rehabilitacja. Ona musi się wszystkiego od nowa nauczyć, wszystkich czynności życiowych a bez pomocy nie będzie to możliwe. Daje z siebie wszystko, ale potrzebuję waszej pomocy. Mam nadzieję, że cały czas mnie rozumie. Liczę, że uda się nam jeszcze wrócić do naszego poukładanego życia. „Gdy słońce świeci, wszyscy ludzie się uśmiechają i cieszą, gdy deszcz pada to płaczą, ale zawsze po środku jest nadzieja na lepsze juto…”. A co dalej będzie nikt tego nie wie….
Mąż Tomasz z rodziną