Igły, wkłucia, pomiary, domowa sala zabiegowa, kilka godzin i kolejna dawka. Posiłki wyznaczone w rytmie poziomu cukru Potworny płacz i ucieczki. Ból małej dziewczynki obserwowany kilkanaście razy w ciągu dnia. Tłumaczenie, że tak trzeba. I moje łzy bezsilności, które czasem ciężko powstrzymać… Każdy dzień to dla nas wyzwanie, a zwyczajna codzienność to odległe marzenie.
Pierwsze symptomy choroby zauważyłam zupełnie przypadkiem. Gabrysia w ciągu dwóch dni schudła prawie 4 kilogramy. U takiej małej dziewczynki znaczącą zmianę widać na pierwszy rzut oka. Zmartwiło mnie to, że piła coraz więcej i bardzo często odwiedzała toaletę, również w nocy. To był dla mnie sygnał alarmowy. Podejrzewałam, że to nic szczególnego, zwykła infekcja. Po wizycie u lekarza zostałyśmy skierowane na dodatkowe badania. Miałyśmy szczęście, trafiłyśmy na wspaniałą panią doktor, która po przeprowadzeniu wstępnej analizy poinformowała, że poziom cukru jest zbyt wysoki. Zostałyśmy skierowane do szpitala. Wsiadłyśmy do karetki i ruszyłyśmy w drogę. Jak się okazało była to droga, bez powrotu, do całkiem innej rzeczywistości. Rzeczywistości, w której nic nie będzie takie samo…
Szybka diagnostyka uratowała Gabrysię przed groźnymi konsekwencjami. Udało nam się w porę zareagować, lekarze nie pozostawili wątpliwości, że gdybym poczekała jeszcze kilka dni, moja córeczka byłaby w niebezpieczeństwie. Kiedy usłyszałam słowo „cukrzyca”, nogi się pode mną ugięły. Wtedy do końca nie zdawałam sobie sprawy z tego, co mnie czeka. Wiem, że to nie koniec świata, że istnieją gorsze choroby, ale ta towarzyszyć nam będzie już przez resztę życia.
Kilka tygodni w szpitalu podporządkowanych nauce wszystkiego, co będzie na mnie czekać po powrocie do domu. Wtedy to wydawało się proste, intuicyjne, lekarze i pielęgniarki chętnie podpowiadali, co robić. Po powrocie do domu wpadłam w panikę, nagle zostaliśmy z mężem i Gabrysią sami z tym wszystkim. Brutalna prawda związana z chorobą dotarła do mnie w najmniej oczekiwanym momencie. Z dnia na dzień było coraz lepiej, szło nam coraz sprawniej. Aż minął cały rok…
Rok dyktowany wkłuciami, pomiarami cukru co 2,5-3 godziny, podawaniem insuliny, również w nocy. Gabrysia dzielnie znosiła wszystko, ale z czasem zaczęła się buntować. Ból z czasem nie dawał za wygraną, a nasza mała wojowniczka powoli nie dawała rady. Choć nigdy tego nie pokazywała, było naprawdę ciężko. Teraz kiedy zbliża się czas pomiaru albo podania insuliny, jest naprawdę źle, córka dużo płacze, jest drażliwa. Niekiedy zwyczajnie podchodzi do mnie i pokazuje poranione palce. To ściska mi serce… Kiedy słyszę jej płacz w czasie wkłuć, nie wiem, jak reagować. Wiem, że MUSZĘ… Ale to niewiele zmienia. Każda matka doskonale to zrozumie.
Najgorsza jest świadomość, że tak będzie już zawsze. Liczenie cukru, zamienników, dieta ustalona zgodnie z rytmem choroby. Żadnej spontaniczności. Ratunkiem dla nas jest specjalne urządzenie umożliwiające regularne pomiary bez konieczności robienia wkłuć. Ta możliwość diametralnie zmieniłaby oblicze choroby i nasze codzienne funkcjonowanie. To dla nas szansa – na to, by palce Gabrysi odpoczęły, doszły do siebie, by każdy chwyt nie sprawiał bólu… Jesteśmy gotowi na wiele poświęceń, ale to urządzenie jest zupełnie poza naszym zasięgiem finansowym. Zakup leków, wizyty u specjalistów to dla nas stałe koszty. Teraz musimy prosić o pomoc, Wasze wsparcie to nasza jedyna nadzieja! Sensor do bezbolesnego pomiaru glukozy i lampa terapeutyczna do leczenia zrostów powstałych w wyniku wkłuć, to dla nas jedyna szansa na poprawę funkcjonowania z chorobą mojej córeczki.
Córka uwielbia akrobatykę. To jej ogromna pasja, wciąż poszukuje nowych inspiracji, filmów, nowych figur. Na razie nie mogę pozwolić na to, by ruszyła na salę treningową razem z rówieśniczkami. Każdego dnia widzę, że ogląda w Internecie akrobatki i skrycie im zazdrości. Obserwowanie tego sprawia, że w oczach mam łzy, a wzruszenie ściska mi gardło… Mam ogromną nadzieję, że uda nam się w końcu pójść na pierwsze zajęcia
Cukrzyca to choroba prowadząca do poważnych konsekwencji. Nasza córeczka dzielnie walczy każdego dnia, podporządkowując się rygorowi leczenia. Na pozór to niewiele, ale dla nas sensor i lampa to ogromna zmiana w codziennym leczeniu. To dla Gabrysi szansa na “normalność”, na treningi akrobatyki, na wymarzone spacery, sprawne paluszki. Nie byłabym sobą, gdybym nie podjęła walki. Pomóżcie, dzięki Wam Gabrysia może być szczęśliwa mimo choroby.