Mirosław całe życie był bardzo aktywny. Rzetelny i zaangażowany w pracy, prywatnie oddany mąż, kochający ojciec i dziadek trójki wnucząt, na punkcie których stracił głowę.
Zawsze podziwiałam go za to, że mimo tylu obowiązków tak sprawnie radzi sobie na wszystkich płaszczyznach życia. W styczniu miał przejść na zasłużoną emeryturę… oczywiście nie planował całkowicie zrezygnować z pracy, jednak miał to być czas na zwolnienie tempa i skupienie się na wspólnym wypoczynku. Od zawsze kochał podróże. Słońce, woda, dobra śródziemnomorska kuchnia – w takich okolicznościach czuł się najlepiej. Własne z podróżami związane było jego największe marzenie. Była to piesza wyprawa do Santiago de Compostela (pielgrzymka szlakiem Św. Jakuba). Na realizacje tego marzenia przyjdzie nam jednak poczekać. Jego życie napisało mu inny scenariusz…
Pod koniec września Mirosław przeszedł ablacje (małoinwazyjny zabieg kardiologiczny). Wszystko było w porządku, po 2 tyg. mąż wrócił do swoich obowiązków. Jeszcze w piątek był w pracy, nie działo się nic niepokojącego. Nie było powodu, by podejrzewać, że najbliższe tygodnie przyjdzie nam zmagać się z ciężką chorobą. Początkowo u męża pojawił się kaszel, który z czasem stał się bardzo uporczywy. Po wizycie u lekarza pierwszego kontaktu nie stwierdzono nic złego. Jednak Mirkowi zaczęło się pogarszać. Pojawiło się drętwienie rąk, które z czasem przeszło na stopy. Gdy tylko stracił czucie w nogach, pełni strachu wezwaliśmy karetkę. Mirosław trafił na SOR, gdzie lekarze niemal natychmiast zdiagnozowali chorobę- zespół Guillaina Barrego. Byliśmy z nim cały czas, pozostawieni w niepewności o jego zdrowie i życie. Tygodnie, które Mirek spędził w szpitalu najchętniej wymazałabym z pamięci… Stan krytyczny, liczne infekcje, które przyczyniły się do tego, że znalazł się w stanie śpiączki farmakologicznej. Na szczęście najgorsze mamy już za sobą.
Mój mąż jest już gotowy, by rozpocząć wielokierunkową rehabilitację, mającą na celu usprawnienie praktycznie wszystkich jego funkcji życiowych. Choroba spowodowała ogromne spustoszenie w jego organizmie. W konsekwencji mąż jest całkowicie leżący i zmaga się z paraliżem. Na szczęście jest świadomy sytuacji w jakiej się znajduje, wszystko rozumie. Rurka tracheostomijna utrudnia nam kontakt, jednak wiem, że to tylko chwilowe.
Mirosław od zawsze miał w sobie ogromna wolę walki. Wiele lat prowadził własną firmę, ostatnie lata spełniał się zawodowo jako zarządca nieruchomości. Kochał swoją pracę, nie stanowiło dla niego problemu zostanie po godzinach, jeśli jakieś zadanie miało zostać wykonane. Wiem, że takie podejście teraz będzie bardzo pomocne. W najbliższych dniach Mirek trafi do prywatnej kliniki rehabilitacyjnej w Krakowie. Tam pod okiem fizjoterapeutów rozpocznie swoja drogę do sprawności. Mirek jest też bardzo kontaktowy i towarzyski, nigdy nie odmawiał pomocy osobom w potrzebie. Zaraża optymizmem, dlatego wokół siebie zgromadził sporą liczbę przyjaciół i znajomych, którzy mam nadzieję będą z nami w tym trudnym dla nas czasie.
Każda, nawet najmniejsza wpłata to krok w stronę powrotu do życia, które nagle zostało mu odebrane. Twoja darowizna to leczenie i rehabilitacja Mirosława. Wesprzyj go dowolną kwotą darowizny.