Jako jedyna z pięciu osób przeżyła tamten wypadek. Zginęła Kasia, jej starsza siostra, zginęli jej przyjaciele, w tym rodzeństwo – Ania i Paweł. Wypadek widział jej brat – jechał zaraz za nimi. Chciał ratować, ale nie było jak – wszyscy uwięzieni w aucie… Kornelia pojękiwała z bólu… Uklęknęli na jezdni, mogli tylko czekać na karetkę. Gdy powiedzieli mi, że córka ma 1% szans na przeżycie, modliłam się do Boga i płakałam. Bolało mnie serce, jakby mi je ktoś chciał wyrwać. Była wtedy taka młoda…
Wracali z nabożeństwa, jechali na dwa samochody. Kasia i Kornelia z przyjaciółmi w jednym, ich brat z rodziną w drugim. Na ostrym, niebezpiecznym zakręcie pojawiła się cysterna. Ścięła zakręt, nie mieli gdzie uciec. Wciągnęła ich pod siebie, właściwie przecięła auto na pół. To było 15 lat temu, w zderzeniu stary volkswagen nie miał szans. Na miejscu zginęła Kasia – siedziała obok kierowcy oraz kolega, który siedział na środku. Pawła, Anię i moją Kornelę zabrali do szpitala.
Gdy dzisiaj przypominam sobie tamte chwile, nie umiem powstrzymać łez, drżenia głosu… Emocje, przytłumione latami, w sekundę wracają. Jakby to było wczoraj… Miałam samochód, zapakowałam wszystkich rodziców, jechaliśmy z duszą na ramieniu do kliniki. Jeszcze po drodze dowiedzieliśmy się, że Ania nie przeżyła – miała rozerwaną tętnicę, nic nie dało się zrobić. Miała tylko 15 lat. W szpitalu zobaczyliśmy Pawła – nieprzytomne oczy, zero szans. Zmarł kilka dni później. Z całej piątki tylko Kornelia walczyła…
Okazało się, że nie za bardzo ratowali, zaszyli tylko ranę na czole, bo było widać. Sądzili, że umrze, jak pozostali… Ale mijał dzień za dniem, a ona walczyła! W końcu powiedzieli mi, że chyba będzie żyć, ale nawet jeśli, to czeka ją bolesna wegetacja. Uwierzyłam – nie mogłam nawet pogłaskać córki, bo na każdy dotyk reagowała drgawkami, jakby przechodził ją prąd. Ścięgna podkurczyły jej nógi, musiało bardzo boleć. Szpital pamiętam jak najgorszy koszmar. Moja starsza córka zginęła, druga walczyła o życie. Czekałam na korytarzu, a tu co chwila wywozili worki ze zwłokami. Za każdym razem stawało mi serce – czy jest w nich moje drugie dziecko? Pytałam lekarzy, ale po kilku dniach mieli mnie dość: “Czego pani chce? Mówiliśmy, że jest ciężko i nie wiadomo, co dalej. W rękach Boga jest wszystko…”.
Modliłam się i płakałam. Prosiłam Boga, by – jeśli moja córka ma cierpieć resztę życia – zabrał ją do siebie. Ale jeśli jest szansa, że odzyska zdrowie, niech przeżyje, bo bez niej nie dam rady… Tylko ta iskra nadziei pozwoliła mi się całkiem nie załamać po stracie Kasi. A Kornelia dzień za dniem walczyła!
W końcu wypisaliśmy ją z mężem na żądanie do domu. W szpitalu przeżyliśmy horror, z córką było bardzo źle. Jeszcze większe odleżyny, zero opieki… Nie mieliśmy innego wyjścia. Ułożyliśmy sobie życie, cierpliwością i wiarą w lepsze dni, małymi kroczkami staraliśmy się, by Kornelka do nas wróciła. Gdy po kilku miesiącach odwiedził nas lekarz, był w szoku. Powiedział nam: “Nawet nie wiecie, co zrobiliście dla córki! Jest ogromna poprawa!”. A ja bym chciała jeszcze więcej, jeszcze lepiej. Kornelia umiała wtedy już sama przełykać, był z nią kontakt. Gdy pierwszy raz daliśmy jej do rąk klawiaturę, napisała: “kkkkooochhhhaaammm wwwaaasss” – ręka jej drżała, ale dla nas to była najpiękniejsza chwila od dnia wypadku!
Walka o Kornelię trwa już 15 lat. Jej życie to cud, a my robimy wszystko, by ten cud mógł trwać. Staramy się w miarę możliwości żyć normalnie, zabierać córkę na spacery, wycieczki, wychodzić z domu. Ale jest nam coraz trudniej… Wózek inwalidzki córki nie nadaje się już do niczego, a my nie mamy siły jej nosić. Ja mam 60 lat, mąż jest jeszcze starszy. Lata dźwigania córki, podnoszenia, rehabilitowania i na nas odcisnęły swoje piętno – zwyrodnienia, bóle, osłabienie. Nie poddajemy się, będziemy do końca naszych dni walczyć o córeczkę. Ale dzisiaj potrzebujemy pomocy, bo już sami nie damy rady… Najbardziej potrzebny jest nowy wózek inwalidzki dla Kornelki, marzymy też o urządzeniu Cyber-Eye, to komunikacji za pomocą wzroku. Córka jest już po testach i poszło jej znakomicie!
W tym niepełnosprawnym ciele ukryta jest nasza córeczka, która wszystko rozumie, czuje, ale nie może się wydostać. Kiedyś, przed wypadkiem, kochała fizykę. Zdała maturę, chciała iść na studia związane z medycyną i fizyką, by konstruować urządzenia, które pomogą chorym. Nie zdążyła… Wiemy, że tamto życie już nie wróci, ale musimy zrobić wszystko, by to nowe życie, które Kornelka dostała od Boga, było jak najbardziej szczęśliwe. Dlatego prosimy – pomóż naszej córce.
Rodzice