Mój mąż pracował na kopalni. Mamy syna 17 letniego. 1,5 roku temu kupiliśmy małą działkę rekreacyjną, która była „oczkiem w głowie” Marcina. Nasadziliśmy pierwsze warzywa i całkiem dobrze nam to wyszło. Marcin jest kibicem piłki nożnej należy do klubu. Działka i kibicowanie to było coś co Marcina wyciszało po pracy. Ponadto lubił jeździć na rowerze. W tym dniu w którym się dowiedziałam o wypadku w kopalni moje serce stanęło. Czułam się bezsilna i musiałam czekać na jakieś wieści ze szpitala. Początkowo usłyszałam, że żyje. Cieszyłam się bardzo, ale nadal nie wiedziałam w jakim jest stanie. To czekanie było najgorsze. Marcina zabrał helikopter do szpitala w Sosnowcu. W nocy przeszedł operację i dwa miesiące spędził na oddziale intensywnej terapii. W wyniku wypadku mąż doznał porażenia czterokończynowego. Jego oddech jest wspomagany respiratorem i jest żywiony poza jelitowo. Rurka tracheostomijna powoduje problemy z mowa oraz połykaniem. Lekarze mówią, że to będzie cud jeśli mąż będzie jeszcze chodził. Ale ja mocno wierzę w ten cud i nie poddam się w tej walce. Marcin też.
Obecnie Marcin jest na turnusie rehabilitacyjnym pod okiem dobrych specjalistów, którzy robią wszystko by było lepiej. Marcin uczy się samodzielnie jeść i połykać pokarmy oraz uczy się samodzielnie oddychać. Ma dobry kontakt z otoczeniem. Są próby sadzania go na wózku. Moim marzeniem jest żeby Marcin wrócił do domu ale najpierw będziemy walczyć razem o sprawność i jego zdrowie. Niestety koszty rehabilitacji przekraczają nasze możliwości finansowe. Bardzo prosimy o wsparcie.
Z góry serdecznie dziękujemy za otwarte serce i każdą pomoc!
Marzena