Przekaż darowiznę
1) Dane osobowe darczyńców będą przetwarzane przez Fundację VOTUM zgodnie z Polityką prywatności oraz Zasadami dokonywania darowizn.
2) Zasady przetwarzania danych osobowych darczyńców przez PayU S.A. są określone w Zasadach płatności PayU, do których link udostępniony jest etapie wyboru sposobu dokonania płatności.

Kiedy nagle tracisz obie ręce, świat zmienia się o 180 stopni. Coś, co traktujesz jako przedłużenie ciała, znika bezpowrotnie. Kilka sekund decyduje o tym, że już nic nigdy nie będzie takie samo. 

Ten dzień zaczął się zupełnie zwyczajnie. Nikt pijąc poranną kawę, nie spodziewa się, że wydarzy się coś, co zmieni bieg historii. Mijając męża i syna żegnałam się w pośpiechu, pędząc do obowiązków. Szybkie do widzenia i… właśnie wtedy, zupełnie tego nieświadoma, zamknęłam pewien etap życia na zawsze.

Zawsze wierzyłam w zabezpieczenia maszyn w zakładzie produkcyjnym, w którym na co dzień pracowałam. Tego dnia coś zawiodło. Pewnie dla osób patrzących na tę sytuację to była scena jak z filmu. Dla mnie to największy koszmar. Maszyna wciągnęła moją rękę, próbowałam się szarpać, wyrywać, walczyć, niestety kilka sekund wystarczyło, by wciągnęła również drugą. Mnóstwo krwi, wyłączenie świadomości. I głos w głowie, który podpowiadał mi tylko jedno: walcz, by nie zginąć. Mój instynkt przetrwania i pomoc współpracowników uratowały mi życie. Kiedy spojrzałam na swoje ręce, a raczej to, co z nich zostało, byłam przerażona. Wtedy jeszcze nie myślałam o tym, jakie będą konsekwencje tego wypadku. Wygrałam walkę o życie, a ból i przerażenie stopniowo odbierały mi świadomość… 

Pamiętam jeszcze to zamieszanie, karetkę pogotowia. Wszystko zlewało się w jedną całość. Ktoś mnie dotknął, ktoś zapytał jak się czuję. Wtedy nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie. Nie wiem, czy nie byłoby lepiej stracić przytomności. Wtedy miałabym pancerz chroniący przed myślami atakującymi moją głowę…

Pobyt w szpitalu pamiętam trochę jak przez mgłę, Na początku po prostu byłam z dnia na dzień. Dopiero później zaczęła do mnie docierać powaga sytuacji. Kikuty przez bardzo długi czas były w okropnym stanie. Starałam się nie patrzeć, każde spojrzenie było niczym cios prosto w serce. Broniłam się przed paniką, przed złymi myślami, ale kiedy z całą mocą dotarło do mnie, co się stało miałam ochotę krzyczeć z rozpaczy. Nigdy nie wyobrażałam sobie siebie w takiej sytuacji. Charakter nie pozwolił mi się poddać.

Po powrocie do domu zaczęła się nauka życia na nowo. Brak rąk to nie wyrok śmierci, jednak codzienność, jaka na mnie czekała była pełna przeszkód i trudności. Każdą z nich traktowałam jak nowe wyzwanie. Z czasem okazało się, że bez rąk można zrobić mnóstwo rzeczy. Wystarczy nie poddawać się przy pierwszej, pięćdziesiątej i setnej próbie. Nic nie przychodzi mi tak łatwo jak wcześniej, ale nie mam zamiaru z tego powodu załamywać. Teraz największym problemem jest to, że nie mogę wyprowadzić na spacer psa. Nie jestem w stanie założyć mu smyczy i obroży, by zabezpieczyć go przed wyjściem. To był nasz rytuał, uwielbiałam te długie spacery, obserwowanie otoczenia o każdej porze roku. W tej kwestii jestem zdana zupełnie na pomoc męża i syna.

Zawsze byłam pełna energii, wszędzie mnie było pełno. W kuchni realizowałam kolejne pomysły, testowałam połączenia. Teraz mogę stać obok męża i podpowiadać co kolejno robić. To frustrujące! Zawsze to ja nadawałam rytm domowemu życiu. Jestem typową Zosią-samosią – byłam przekonana, że wszystko robię najlepiej. Później wyłączona z życia, borykałam się z poczuciem wykluczenia. Bardzo pomogła psychoterapia. Dzięki temu utrata rąk nie doprowadziła mnie do obłędu… Radzę sobie z tą sytuacją i choć czasem zdarzają się sytuacje, w których chcę się poddać, zwyczajnie nie mogę do tego dopuścić. Najgorsze już za mną.

Teraz zaczął się dla mnie nowy etap. Dowiedziałam się, że nie wszystko stracone, że mogę odzyskać władzę w rękach. Wrócić do sprawności, znów zasiać nasiona w moim ogrodzie, zabrać psa na spacer, powiesić pranie i sprawnie się ubrać, zawiązać sznurówki. Niestety cena sprawności, którą dają protezy, to kwota, której nie jestem sobie w stanie wyobrazić. Pół miliona? W pierwszym odruchu powiedziałam: “nie ma szans”. W drugim pomyślałam, że nie mam nic do stracenia, a proszenie o pomoc to coś, czego nie należy się bać. Błagam, dajcie mi szansę na to, by znów chwycić życie we własne ręce. Od Was zależy moja przyszłość. Każda złotówka to rosnąca szansa na to, że kikuty, które każdego dnia przypominają o tragedii, staną się sprawnymi rękami, którymi będę mogła zrobić wszystko.

Cios od życia może zakończyć się wielkim powrotem. Chcę znów móc dotykać, doświadczać, móc samodzielnie pokonywać własne ograniczenia. Gotować, uprawiać ogród, nie zastanawiać się, czy coś mogę. Po prostu to robić. Zastanawiałeś się kiedyś, co by było, gdyby kilka takich sekund spotkało ciebie? Życie bywa nieprzewidywalne, ale w takich momentach nadzieja umiera ostatnia.