Minęły już ponad 2 lata od czasu, kiedy śmierć zajrzała mi głęboko w oczy. Wtedy dotarło do mnie bardzo brutalnie, jak bardzo kruchym stworzeniem jest człowiek. Połamane kości, potrzaskane części czaszki, ogromny ból i mnóstwo osób, które stoczyły krwawą walkę, żebym mógł pozostać na tym świecie. Żebym nie zostawił ukochanej żony i moich dzieci samych…
Treść wypisu ze szpitala przeraża mnie do dzisiaj: m.in. wieloodłamowe złamanie kości ciemieniowej prawej z wgłębieniem fragmentów kostnych, stłuczenie mózgu w obrębie płata ciemieniowego, lewostronny niedowład ciała z całkowitym niedowładem ręki lewej, problemy z mową. Byłem wrakiem… Obitym, poturbowanym, zdanym w pełni na pomoc drugiego człowieka. Gdy zostałem wybudzony, kamień spadł całej mojej rodzinie z serca. Że jestem i żyję, że zostanę z nimi. Lekarze ostrzegali jednak, że miejsce uszkodzenia mózgu odpowiada za kończyny i mogę już nigdy nie stanąć na własnych nogach.Po wypisaniu ze szpitala rozpoczęła się trudna i mozolna batalia. Wizyty u lekarzy, specjalistów, rehabilitantów. Żona przez kilka tygodni nie pracowała, by móc mi pomagać nawet w najprostszych czynnościach pielęgnacyjnych. Karmienie, ubieranie, toalety. Ja, głowa rodziny, facet, który odpowiadał za bezpieczeństwo i opiekę, stałem się równie bezradny, jak niemowlę.
Na domiar złego przyplątała się padaczka. Napady tak silne i bolesne, że dochodzę po nich do siebie przez 6-8 godzin. Jeden z nich zakończył się 3-dniowym pobytem w szpitalu i od tej pory boję się wychodzić samodzielnie z domu. Nigdy nie wiem, kiedy znowu zaatakuje i będę potrzebował pilnej pomocy. Czuję się przytłaczającym ciężarem dla moich najbliższych…Nie ma innej drogi na powrót do sprawności jak tylko intensywna rehabilitacja. Mnóstwo potrzebnych sprzętów, wyjazdy na turnusy, ćwiczenia tu na miejscu. Wszystko niezbędne i wszystko bardzo drogie, a nasze rodzinne konto świeci pustkami. Nie mam wyjścia, dlatego proszę o pomoc. To strasznie trudna świadomość, szepcząca mi co wieczór do ucha, że moja przyszłość zależy od pieniędzy…
Rację miał Mickiewicz pisząc o zdrowiu, które się docenia w momencie jego utraty. Najgorsza jest bezsilność. A rodzina mnie potrzebuje. Dzieci mnie potrzebują. One najbardziej, szczególnie teraz, w okresie dojrzewania. Mam 35 lat, wiele wiosen życia przed sobą. Nie mogę się poddać, muszę walczyć. A będzie to możliwe jedynie z Waszym wsparciem!